Chociaż część strefowiczów 20 września przybiła do chorzowskiego „Portu Poetyckiego”, to najwierniejsi postawili na Chybie i „Fabrykę Kultury”. Było warto, bo program wieczoru szczelnie wypełniła poezja z najwyższej półki, której tłem i doskonałym uzupełnieniem stały się klimatyczne zdjęcia Jana Dzidy.
Czy można połączyć poezję z fotografią? Podczas wrześniowego spotkania członków i sympatyków „Strefy Exodus” okazało się, że tak, bo wiersze mogą nadać nowy kontekst zdjęciom i wzmocnić ich wyrazistość. I odwrotnie.
Tego dnia miał okazję zaprezentować się mniszanin Jan Dzida, który swoją profesorską profesję zamienił na pasję fotograficzną. Jego zdjęcia zdobiły nie tylko miniscenę, ale także zilustrowany nim został najnowszy, szósty zeszyt periodyku „Strefa Exodus”, datowanego na wrzesień 2025. – Jan opowie nam o tym, jak to właściwie się tworzy, jaka jest inspiracja do robienia takich zdjęć – zachęcił fotografika do wynurzeń redaktor wydania strefowego czasopisma Mirosław Siemiński.
– Poezja ma wiele wieków, natomiast fotografia jest młodą dziedziną – nie pozostawiał złudzeń J. Dzida, choć obecnie zarówno za pióro, jak i za aparat może chwycić każdy. Choć czy na pewno musi? Są osoby, którym jedno i drugie przychodzi z łatwością, a są takie, których talent rozwija się powoli. Tak czy inaczej warto mieć w życiu pasję i nigdy jej nie tracić z oczu, pielęgnując entuzjazm, który jest źródłem energii do realizacji marzeń.
– Fotografia to coś prawdziwego, ale jak uciec od dosłowności, od tego prostego przekazu rzeczywistości – zastanawiał się fotografik, który ciągle poszukuje na to recepty, bo jak zauważył, wierszem czy filmem można wzruszyć, ale już zdjęciem niekoniecznie. Mimo to fotografia może być wyrazem osobistej wizji, emocji i przenosić w inny świat, czego jego prace są najlepszym przykładem.
– Żona trochę podczytywała najnowsze wydanie „Strefy Exodus” i stwierdziła, że moje zdjęcia korespondują z wierszami – spostrzegł, bo Weronika Dzida ma taką samą wrażliwość na sztukę. – Przestała mnie satysfakcjonować fotografia, której celem jest tylko estetyka – nie ukrywał, bo znalazło to odbicie w tym, co można było obejrzeć na żywo i na papierze. – Po drugie, wywodzę się z Amatorskiego Klubu Filmowego „Klaps”, który ma 56 lat tradycji i mam pewną wewnętrzną potrzebę, żeby coś powiedzieć, coś przekazać. Stąd lubię, żeby zdjęcia skłaniały do jakiejś refleksji. Powinny być na tyle atrakcyjne, żeby przyciągnąć uwagę widza.
Nie bez powodu jego fotografie mają tytuły. Chce najzwyczajniej nakierunkować odbiorcę na to, co zamierza przez nie przekazać. – Spotkałem się już z krytyką, że jest to trochę umniejszające widzowi, że jest on mało inteligentny, że sobie nie dopowie – nie ukrywał, jednakże taka mała podpowiedź może niektórym pokazać to drugie dno.
Sceneria jego zdjęć jest raz to romantyczna i bajkowa, raz to mroczna i niedopowiedziana, ale co najważniejsze, pokazuje na niej najbliższą okolicę, która jak widać także może zaskakiwać nieoczywistym pejzażem. Chybie jawi się jako miejsce, gdzie śmiało mogą nadal hasać utopce. Nie tylko ten przy parkowej fontannie. Wszak to Żabi Kraj i cieków w nim bez liku.
Zdjęcie zdobiące okładkę „Strefy Exodus” zatytułował „Zabawa i niepokój”, stąd wywołało ono bodaj największą dyskusję. Dopatrywano się w nim jakiegoś średniowiecznego skansenu, będącego wizytówką zamierzchłych czasów. – Ten niepokój w moim założeniu symbolizuje konar wiszący nad bawiącymi się ludźmi. Nad nami wisi przecież groźba ekologiczna, klimatyczna, ekonomiczna, a na koniec militarna – tłumaczył.
Inne zdjęcie, „Przenikanie”, jest jakby przenikaniem się sacrum i profanum. Przy czym sacrum schodzi na nim na dalszy plan. – Ten kościół jest przesłonięty krzakami, co jak gdyby oddaje dzisiejszą sytuację. Wiara i religia już tak się nie przebijają. Nie chcę wnikać w to, jakie są przyczyny – zastanawiał się.
Jak przekonywał, któryś z fotografików słusznie zauważył, że jeżeli nie zobaczymy piękna w kamieniu na ścieżce w swoim ogrodzie, to podróżując po świecie nigdzie tego piękna nie ujrzymy. – Unikam fotografowania atrakcji turystycznych, ponieważ tego jest pełny Internet i przewodniki – zaznaczył, bo co prawda można je pokazać inaczej, ale zazwyczaj nie jest to nic odkrywczego.
Jego myśl w pewnym sensie rozwinął obecny na spotkaniu krakowski poeta Józef Baran, autor znanego zapewne uczniom wiersza „Światy”. Krótkiego, ale mówiącego więcej, niż najdłuższy poemat: „można być w kropli wody / światów odkrywcą / można / wędrując dookoła świata / przeoczyć wszystko”. – Uczniom, którzy zaszczycili nas swoją obecnością, powiem jeszcze, że wiersze pana Józefa znalazły się już nieraz na arkuszach maturalnych z języka polskiego – zauważył M. Siemiński, bo poeta tworzy już od blisko sześćdziesięciu lat.
– Pierwszy wiersz wydrukowałem w 1968 roku, a więc dawno. Ponieważ żyję długo, więc nazbierało się tych książek około czterdziestu – opowiadał J. Baran. Do tego jego tomiki poezji przetłumaczono już na dwadzieścia języków. W przyszłym roku ukaże się książka z tłumaczeniem jego wierszy na język hiszpański, w niebagatelnym nakładzie półtora tysiąca egzemplarzy!
Na początek przeczytał jeden z nowszych wierszy „Pochwała drzew”. Zastanawiał się też, czy sztuczna inteligencja może zastąpić poetę. – Nie boję się żadnej sztucznej inteligencji, bo ona może powielać, napisać coś tak, jak Józef Baran, ale nie ma własnych przeżyć, jakiejś historii życia, z której wynikają potem wiersze – wysnuł wniosek, bo tak właśnie powstał wiersz o drzewach. Po prostu znalazł się w miejscu, gdzie ich najzwyczajniej nie było i za nimi zatęsknił. – Łatwiej pisze się z przeżyć, niż z wymyślania czegoś, co może istnieje, a może nie – sugerował. – To jest też rodzaj oczyszczenia.
Wywiązała się także przyjazna rozmowa między krakowskim poetą a jego równie płodnym odpowiednikiem z Rudzicy, Juliuszem Wątrobą. – Jesteś po prostu autentyczny, a przy tej autentyczności oryginalny. To jest właśnie najważniejszą cechą poety, która go wyróżnia z „niepoetów” – chwalił kolegę po piórze J. Wątroba. – Myślę, że twoje miejsce urodzenia też ma wielkie znaczenie. Wiersz o drzewach nie jest przypadkiem. Tego nie napisałby jakiś mieszczuch wychowany klatkowo jak te brojlery, a tylko człowiek, który ma poczucie wolności w sobie i widzi ten świat po swojemu. I to jest istota poezji.
Co wyróżnia J. Barana od innych poetów to to, że potrafi pisać prosto o bardzo skomplikowanych sprawach. – Ale tu dodam, że można pisać o prostych sprawach w sposób bardzo skomplikowany. I to jest gorzej. Pisać prosto o trudnych sprawach nie jest łatwo – podkreślił z uśmiechem poeta, zauważając na koniec, że żyjemy w czasach materialnego dobrobytu, ale bardzo ubożejemy duchowo, zatracając to, co najbardziej ludzkie i transcendentne. I nie można było mu odmówić racji...
Barbara Siemińska