W chybskiej „Fabryce Kultury” 15 listopada ogłoszono wyniki Konkursu Poetyckiego Exodus ’25. Organizatorów zdumiała nie tylko liczba uczestników, ale to, że większość ich grona stanowiła płeć piękna – jak na literaturę piękną przystało. I to właśnie kobiety wiodły prym wśród nagrodzonych i rozemocjonowały bogactwem treści w swoich wierszach męskie jury...
Uczestników podsumowania Konkursu Poetyckiego Exodus ‘25 w liryczny nastrój wprowadził Mariusz Śniegulski – gitarzysta, pianista, kompozytor, poeta, nauczyciel śpiewu i bard muzyczny zarazem, który najpierw zasiadł za fortepianem, aby w drugiej części wieczoru wziąć w dłoń gitarę i zaśpiewać skomponowane przez siebie piosenki do słów cieszyńskich poetów, w tym członkini Strefy Exodus, Beaty Kalińskiej.
– Witam państwa w imieniu organizatora Konkursu Poetyckiego Exodus ‘25, czyli Stowarzyszenia „Bez Limitu” – mówił gospodarz miejsca Rafał Cymorek, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Chybiu. Poza poetami, którzy przybyli do Chybia z różnych zakątków kraju, członków Strefy Exodus i osób zainteresowanych sztuką, byli to: mający rodzinne powiązania w gminie Chybie poseł na sejm Mirosław Suchoń, wójt Janusz Żydek i wiceprzewodniczący Rady Gminy Chybie Wiesław Wójcikiewicz.
– Bardzo serdecznie dziękuję miejscowym radnym, samorządowi gminy i panu wójtowi za to, że wspierają takie przedsięwzięcia jak to poprzez „Fabrykę Kultury”. Dofinansowują coś, co nie zawsze wszyscy chcą dofinansowywać, ale w Chybiu od wielu, wielu lat zawsze kwestia związana z poezją odznaczała się bardzo mocno za sprawą Klubu Młodych Exodus, a teraz Strefy Exodus – dodał, bo dzięki temu tak mała gmina jest znana na kulturalnej mapie Polski.
Wydarzenie wsparli też tradycyjnie już Krystyna i Jerzy Frydowie z firmy Intermarche.
– Pozwólcie, że zaproszę na scenę człowieka, bez którego nic z tych rzeczy nie miałoby miejsca, twórcę Strefy i Konkursu Literackiego Exodus – zapowiedział dyrektor, mówiąc o obecnym konkursie i pierwszym, organizowanym przed ponad czterdziestoma laty.
– Dobrze jest spotkać się w gronie poetek, poetów, w gronie ludzi, którzy dobrze się czują w atmosferze, którą spowija wiersz – mówił Mirosław Siemiński. – Skąd wziął się ten konkurs? Odpowiedź jest dość prosta, trzeba tylko zerknąć do dziejów świata i stwierdzić to, co wszyscy wiemy, że na początku wszechrzeczy był... Exodus. W 1983 roku działał w Chybiu Klub Młodych Exodus, który ogłosił wtedy pierwszy konkurs poetycki. Jak się okazało, od razu był to konkurs ogólnopolski. Potem przez parę lat organizowano nieustannie kolejne edycje i razem uzbierało się ich wówczas osiem. Trzy ostatnie powiększono nawet o konkurs prozy. Potem nastąpiła długa przerwa, głucha cisza trwająca 32 lata. I w 2023 roku znów pojawił się Exodus. Już nie klub młodych, bo każdy z nas ma lusterko w domu – żartował pomysłodawca dawnych i obecnych konkursów, ale już pod szyldem Strefy Exodus. – To taka pojemna nazwa, w której wszyscy się zmieścili – dorzucił.
Do ośmiu dawnych konkursów doszły zatem dwa zorganizowane w 2023 i 2025 roku. – To spotykamy się przy okazji drugiego konkursu, czy dziesiątego, jak państwo myślicie? – zapytał retorycznie. – Jak na jubileusz przystało, napłynęła rekordowa ilość zgłoszeń, bo aż 920. To jest taka ilość, której sobie nie wyobrażaliśmy. Najpierw byliśmy zaskoczeni, potem zdumieni, a na końcu przerażeni. Zestawów mogło być więcej, ponieważ w jednej kopercie, którą otworzyliśmy był podpisany dokument RODO i wymagane regulaminem dane osobowe autora, który – zapewne przez roztargnienie – zapomniał dołączyć wiersze. Nie wymagaliśmy regulaminem, żeby podawano swój wiek, ale część autorów to uczyniła – relacjonował pomysłodawca konkursu, w którym prawdopodobnie najmłodszy uczestnik miał 12 lat, a najstarszy ponad 80.
– W konkursie jest tylko dziewięć nagród. Z matematyki wynika, że o każdą z nich ubiegało się średnio ponad 102 autorów. Żeby wygrać ten konkurs, zdobyć jakiekolwiek wyróżnienie, to nie lada sztuka! – przekonywał tych tylko z pozoru przegranych Mirosław Siemiński. – Mamy zaprzyjaźnioną listonosz, niezwykle sympatyczną panią Katarzynę, która nosiła do nas listy. Codziennie przynosiła ich więcej, aż na osiem dni przed upływem regulaminowego terminu przyniosła 102 przesyłki, a osiem kolejnych dorzucili kurierzy. W jednym dniu przyjęliśmy 110 zgłoszeń, 330 wierszy! – mówił, ujawniając, że w tym roku napłynęła pod adresem organizatorów ogromna ilość konstruktywnych w większości pytań. – Skłaniają one nas do tego, żeby przemyśleć nie tyle regulamin konkursu, który jest chyba jasny i czytelny, ale wyposażyć go w coś w rodzaju „instrukcji obsługi”, odpowiadającej na najczęściej zadawane pytania – dorzucił, napomykając ku uciesze widowni także o tych zabawnych.
– Nie chcę zajmować się merytorycznie konkursem, bo od tego są jurorzy. Każdy z nich otrzymał do analizy trzynaście i pół kilograma literatury. Nie trzeba być matematykiem, żeby obliczyć, że na konkurs napłynęło ponad 2700 wierszy i z tego trójka jurorów musiała coś wybrać – dodał na koniec, prezentując skład jury. A byli to poeta, pisarz, dziennikarz i felietonista, przewodniczący tego gremium Tomasz Jastrun z Warszawy, poeta z Bielska-Białej Mirosław Bochenek, autor tekstów do muzyki, m.in. grupy Dżem. Płyta tego zespołu z utworami jego autorstwa ukaże się już niebawem. Grono jurorów dopełniał bodaj najbardziej płodny literat w kraju Juliusz Wątroba, autor sześćdziesięciu książek – tomików poezji, opowiadań, powieści itd. – umajonych sztuką z wysokiej półki, korespondującą z treścią.
Werdykt odczytał Rafał Cymorek, budując napięcie odczytywaniem wyników w kolejności odwrotnej. – Wybrane po jednym z zestawu trzech pierwszych nagród wiersze wyrecytuje dla państwa aktorka, a ostatnio również reżyserka Julia Polaczek – zapowiedział aktorkę znaną wielu głównie ze „Strefy interesów” Glazera, filmu uhonorowanego w 2024 roku aż dwoma Oscarami.
Pierwsze miejsce, wsparte znaczącą kwotą 4000 zł, zajęła Dominika Miedzińska-Golczyk z Częstochowy za zestaw wierszy: „Do Matki”, „Lata dwudzieste” i „Walizki”. Drugie – wraz z nagrodą w wysokości 3000 zł – przypadło Emilii Mazurek z Warszawy za zestaw wierszy: „Postój”, „Armand Duplantis bije rekord świata” i „Pierwszy grzech główny”, a trzecie laureatowi wyróżnienia z konkursu Exodus ’23 Maciejowi Gardziejewskiemu z Warszawy – wraz z kwotą 2000 zł – za zestaw wierszy rozpoczynających się od słów: „Wypatrywali ludzi z kwiatami”, „Batiuszka Mykoła budzi się przed świtem” i „Oficer właśnie zamykał furtkę”.
Sześć równorzędnych wyróżnień po 500 złotych za wybrany utwór przyznano: Anecie Jasłowskiej z Wrzosowa w gminie Kamień Pomorski za wiersz „Bez skrzydeł”, Katarzynie Kamińskiej z Oleśnicy za wiersz „Zapleciny”, Małgorzacie Machnicy z Lublina za wiersz „Jeśli zapomnę”, Jakubowi Wasilewskiemu z Koła za wiersz „Warszawski spleen”, Kacprowi Wiewiórze z Bralęcina za wiersz „To pytanie nie na miejscu” i Leszkowi Wójcikowi z Lubaczowa za wiersz „Trudno”.
Na uroczystość zdecydowali się przybyć odbiorcy pierwszej i trzeciej nagrody, toteż zostali zaproszeni na scenę po odbiór dyplomów podpisanych poza członkami jury nazwiskami prezes i wiceprezes Stowarzyszenia „Bez Limitu” Joanny Sosny i Bożeny Krzempek. Zarówno wyróżnieni, jak i członkowie jury nie omieszkali podzielić się swoimi refleksjami dotyczącymi konkursu.
– Trudno nie mówić o ilości wierszy, bo ich ilość była niezwykła – ponad 2700. Trudne zadanie dla jurorów, ale nie tak dramatyczne, jak się wydaje. Musicie państwo wiedzieć, że wiersz składa się z materii słów i można po niej bardzo szybko poznać, czy wiersz jest dobry, czy zły; czy jest wybitny, czy raczej średni. Widać to już po jednym czy dwóch zdaniach – uzmysławiał zebranym przewodniczący, zauważając, że wiersz musi być całościowo dobry, a tylko taki przykuwa uwagę. – Podobnie jak wielu współczesnych uważam, że świat poezji bardzo się skurczył. Pamiętam, jak kiedyś Miłosz powiedział mi: „Kurczą się, kurczą nasze wyspy”. On myślał o poezji i w ogóle o sztuce. Jednak na tych skurczonych wyspach jest bardzo tłoczno i gwarno. Masę osób pisze wiersze – dowodził, podając przykład pism, w których zdarzało mu się rozpisywać podobne konkursy i także przychodziły na nie tysiące wierszy. Co jednak znamienne, piszący je poeci nie kupują jego zdaniem tomików wierszy innych poetów, a wydawnictwa nie garną się do ich druku. Inaczej jest w Strefie Exodus, gdzie poeci często się nimi po prostu... wymieniają.
– Jak wybieraliśmy te wiersze? Według własnego gustu, ale udało się uzgodnić nagrody. Oczywiście, zawsze może się wydawać, że mogła być inna kolejność. Na pewno przeoczyliśmy jakieś wiersze. Konkursy są zawsze w jakimś stopniu niesprawiedliwe – sugerował Tomasz Jastrun, bo to przecież nie zawody lekkoatletyczne, gdzie da się wszystko wymierzyć. – W przypadku poezji to zawsze jest bardzo subiektywne. Inna sprawa, że jest pewien duch czasu, który spowodował, że wiersze są pisane w pewnej podobnej stylistyce, nieco surrealistycznej. Nie ma w nich fabuł, opowieści, są takie pokawałkowane, tak jak ten nasz świat. Było jednak kilka wierszy pisanych z rymem. Dwa zestawy były ciekawe. Rym wymaga sprawności rzemiosła, trzeba go trenować – spostrzegł, bo nieprzypadkowo jeden rymowany wiersz znalazł się wśród nagrodzonych. – Został tak napisany, że Tetmajer czy Asnyk mogliby go włączyć do swojego repertuaru. Ale wyobraźmy sobie Adama Mickiewicza, który byłby czwartym jurorem naszego konkursu. Już widzę jego zgorszoną minę, gdyby czytał wszystkie wiersze. Uznałby, że to jest jakiś ponury żart, że te wiersze są zupełnie zwariowane. Nie nagrodziłby prawdopodobnie ani jednego. Może z wyjątkiem tego, o którym mówiłem. Duch czasu jest potęgą, ale my w tym duchu jesteśmy i ocenialiśmy używając naszej wrażliwości i pewnego treningu czytania, bo czytanie też wymaga treningu, żeby umieć czytać ze zrozumieniem – tłumaczył, dodając, że na ogół jurorzy mieli podobne typy, przynajmniej jeśli chodzi nagrody główne. Spostrzegł także, że ogólnie poziom konkursu był bardzo wysoki i na nagrody zasługiwałoby niemal pięćdziesiąt prac.
Jego słowa potwierdził Juliusz Wątroba. – Trzy zestawy prac wyróżniały się na tle innych. Z wyróżnieniami było różnie – uzupełnił, mówiąc o tematyce wierszy, która się nie zmienia od dziesięcioleci, są to często wiersze miłosne, za to zmieniają się rekwizyty na bardziej współczesne. Więcej przemyśleń zawarł w podsumowaniu konkursu („Pokonkursowe zamyślenia”, str. 43).
– Julek mówił, że były wiersze o miłości, były na konkretne tematy, ale było też sporo wierszy o niczym. Ale mimo że były o niczym, to była to poezja – konstatował przewodniczący jury.
– Było też sporo wierszy o tym, że nie wiemy, co z sobą zrobić w tym świecie i o takiej przejmującej samotności. Często miałem wrażenie, że autor wchodzi w złe relacje, ale też nie umie ich nazwać, ani sobie z nimi poradzić. To było takie wytrząsanie z siebie tej niemożności, czasem strachu przed życiem, tej nienazwanej krzywdy – opowiadał Mirosław Bochenek, snując przemyślenia, że być może pisanie wierszy to dla autorów forma autoterapii. – Cieszy mnie, że pojawiły się wiersze klasyczne czy udające klasykę. Widzę to już chyba po trzecim konkursie w ostatnim roku. Nie ma żadnego powodu, aby wiersz z rymem i z rytmem był dyskryminowany w naszych czasach. Może to jest też wyjście na ten bezwład, ten chaos, jaki sprawia nam codzienność i ten natłok informacji – zastanawiał się. – Poezja jest po to, aby to spróbować uładzić, uporządkować.
Okazało się, że autorką zwycięskiego zestawu jest osoba, której poezja może leczyć ludzkie dusze. – Bardzo dziękuję jurorom, że tak męskie grono doceniło kobiecą poezję. Ten rok to dla mnie jest taki mój osobisty exodus, bo to rok, w którym zaczęłam pisać wiersze. Ten wiersz, który dzisiaj został tak pięknie przez panią Julię odczytany, to pierwszy wiersz, który napisałam – mówiła ku zaskoczeniu publiczności. – Jest to mój debiut na konkursach literackich, dlatego jestem tym tak wzruszona. Tym bardziej, że jest to wiersz bardzo osobisty, wyrażający tęsknotę do mojej mamy, a bałam się, żeby taki temat nie ocierał się o banał. Na co dzień jestem psycholożką i pracuję z ludźmi, którzy doświadczają traumatycznych doświadczeń i wiem, jak trudno jest im budować świat na nowo. Budować go z dobrych, nowych, wspierających, nieraniących słów i prowadzić nową narrację na swój temat. I mam nadzieję, że w przyszłości moje wiersze będą mogły być takim opisem tego, co trudne i w tym trudzie być może pozwolą znaleźć jakieś piękno...
Z kolei wiersze laureata trzeciej nagrody opowiadają o absurdzie konfliktów zbrojnych, które przekładają się na ludzkie losy. – Jestem wdzięczny losowi, jurorom, że nagrodzili wiersze, które mówiły o wojnie, którą znam z telewizora, z jakichś artykułów i reportaży. Była to trochę zuchwałość spróbować ją opisać. Cieszę się, że dostrzeżono w tym jakąś wartość – nie ukrywał Maciej Gardziejewski.
Goście mieli trudny orzech do zgryzienia, żeby niejako spuentować wydarzenie, jakim było podsumowanie konkursu. – Ta uroczystość pokazuje, że z poezją nie jest tak źle, wręcz jest bardzo dobrze. Kultura jest podstawą naszej cywilizacji, a poezja jest rozmową z duszą, z sercem, z rozumem. Jest pewnego rodzaju odzwierciedleniem tego, co przeżywamy – mówił poseł Mirosław Suchoń. – Poezja jest na właściwym miejscu nawet jeżeli jest – jak przed chwilą usłyszeliśmy – o niczym. To tak jak w dzisiejszym świecie, że czasem ten świat jest o niczym. To pokazuje, jak bardzo poezja jest powiązana z wydarzeniami, otaczającą nas rzeczywistością, z miejscem, w którym żyjemy, z czasem, w którym żyjemy. Serdecznie gratuluję wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie, gratuluję zwycięzcom. Myślę, że to jest coś, co z pewnością dodaje wiatru w skrzydła. Gratuluję jury. Znakomita, pewnie ciężka praca, ale pozwalająca poznać historie zawarte w poezji, historię wielu ludzi. To jest coś, co nas wszystkich ubogaca. Myślę, że z tego będą jeszcze dobre owoce. Dziękuję również organizatorom. Naprawdę to jest ważna rzecz, że są takie organizacje, które wykorzystują różne instrumenty, żeby pokazać poezję. Życzę, aby ten jubileuszowy, dziesiąty konkurs nie był ostatnim – wieszczył. – Szanowni państwo, życzę, aby ta poezja w duszy nam grała, żebyśmy wszyscy dzięki temu mogli być choć odrobinę lepsi.
Głos zabrał także wiceprzewodniczący Rady Gminy Chybie. – To jest wydarzenie na naprawdę wielką skalę. Ilość zgłoszeń była potężna. Pan Mirek wszystko to zręcznie przedstawił. To wydarzenie bardzo gminę Chybie ubogaciło. Ze swojej strony, jako przedstawiciel samorządu, deklaruję, że będziemy jak najbardziej w miarę możliwości wspomagać takie cenne inicjatywy – zapewnił Wiesław Wójcikiewicz, wracając do pytania jednego z poetów, czy jest to konkurs religijny, łącząc jego nazwę z Księgą Wyjścia i wędrówką ku Ziemi Obiecanej. – Jestem z tego pokolenia, kiedy powstał Klub Młodych Exodus. Pamiętam, jak to słowo bardzo nas jednoczyło i świetnie przekłada się na nazwę konkursu Exodus ’25, bo exodus z greki oznacza masowe wyjście. Poeci chcą pójść swoją ścieżką, gdzieś zajść, coś uzyskać, wznieść się ponad czas, to wszystko poniekąd łączy się ze słowem exodus – konkludował. – Pani Dominiko, świetny debiut. Taki debiut każdy chciałby mieć! – dorzucił pod adresem zwyciężczyni konkursu.
Oficjalną część spotkania zakończył poruszający wieczór autorski Tomasza Jastruna, syna poety, prozaika i tłumacza Mieczysława Jastruna oraz poetki i tłumaczki Mieczysławy Buczkówny. Nim rozgościł się na scenie „Fabryki Kultury”, jej dyrektor zaprosił na kolejne spotkanie Strefy Exodus. – Informujemy, że spotkania odbywają się co dwa miesiące, wystarczy wykorzystać kontakt, który jest kontaktem konkursowym i po prostu wejść do tej „strefy”, zapisać się i przyjechać na spotkanie – zakomunikował. – Przez kilka godzin rozmawiamy o literaturze, dyskutujemy, uczestniczymy w wieczorachch autorskich. Najbliższe spotkanie Strefy Exodus już 10 stycznia o 15.30.
Nim poezja popłynęła ze sceny, założona została ona stosami książek, które wchłonęły zazdrośnie w swoje szeleszczące wnętrze słowa spadające z pióra poety. – Wydałem w tym roku zbiór opowiadań i wybór moich wierszy – mówił Tomasz Jastrun. Niektóre książki rozeszły się do ostatniej sztuki, tak jak jego „Osobisty przewodnik po depresji”, powieść „Kolonia karna” i opowiadania, których scenariusz pisało najczęściej życie.
– Pierwszy wiersz zapisał mój ojciec, kiedy miałem trzy lata. Spytałem, dlaczego jabłko ma tylko głowę. Potem próbowałem pisać mając 16, 17 lat. Ojciec nie chciał, żebym pisał wiersze, uważał, że to jest trudne i bolesne powołanie, bo człowiek jest niedoceniony i cierpi, że jest szybko zapominany. Ostrzegał mnie także przed tym Zbigniew Herbert, który przyjaźnił się z moimi rodzicami – opowiadał skazany na pisanie twórca. – Poezja bywa niebezpieczna dlatego, że rozbudza wrażliwość i ambicje, które nie mogą być często spełnione, bo tych genialnych poetów jest bardzo niewielu – spostrzegł celnie.
Wśród przyjaciół rodziców był także ks. Jan Twardowski. – Posłali mnie do niego na prywatne lekcje religii. Męczyliśmy się ze sobą bardzo, bo ja byłem zawsze niewiernym Tomaszem albo raczej wątpiącym Tomaszem – opowiadał poeta, przytaczając o tym wiersz.
– Moja mama spotkała kiedyś księdza na ulicy i spytała o mnie. Ksiądz trochę się zmartwił i powiedział: – To jest inteligentny, zdolny chłopak, ale on jest wielkim antytalentem religijnym...
Sam pisał bodaj najwięcej wierszy o rodzinie, synach. – Chyba nikt w polskiej literaturze nie napisał tylu wierszy o dziecku – zastanawiał się poeta, którego utwory mają zawsze puentę, której teraz wierszom często brakuje. On wytrenował się w nich na felietonach, których pisze na pęczki do różnych gazet. Zahaczający o Chybie znajdzie się w najbliższym wydaniu „Zwierciadła” i w „Przekroju”. – Felietonistą stałem się na skutek stanu wojennego, dlatego, że ukrywałem się przez rok, bo ktoś mnie ostrzegł i nie zastali mnie w domu – opowiadał. – Wiedziałem, że coś się dzieje, więc krążyłem po Warszawie i budziłem ludzi. Ta noc była niesamowita, bo i groteskowa, i straszna, i surrealistyczna. To było niezwykłe doświadczenie. Próbuję teraz z niego skorzystać i napisałem nowelę filmową. Agnieszka Holland bardzo się nią zainteresowała.
Przytoczył także historię o tym, jak został attache kulturalnym i dyrektorem Instytutu Polskiego w Sztokholmie. – Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniłem się w kogoś innego. To były niezwykłe cztery lata, bo spotkałem najciekawszych Szwedów i najciekawszych Polaków, moimi gośćmi byli Penderecki, Wajda, Mrożek, Miłosz, Szymborska – wyliczał poeta, który był także autorem scenariuszy filmów dla dzieci. – Rafał Trzaskowski, niedoszły prezydent Polski, grał w moim filmie „Nasze podwórko”. Byłem jego ojcem.
Dalsza część wieczoru upłynęła na mniej lub bardziej głębokich rozmowach. Relację ze spotkania przekazał słuchaczom Radia Katowice Andrzej Ochodek, a Facebook Stowarzyszenia „Bez Limitu” zapełniły wpisy niektórych z blisko tysiąca uczestników konkursu. – Liczba robi wrażenie, nawet gdyby dotyczyła samych wierszy – spuentowała Barbara Pordzik. – Jeżeli jest to liczba uczestników, to mamy nową stolicę polskiej poezji...
Barbara Siemińska
PS
Po raz pierwszy od 40 lat konkurs wygrały kobiety. Przedtem, w 1985 roku, główny laur przypadł Marii Danucie Betto z Włocławka.